To było najszybsze omdlenie w moim życiu. Blondynka i ten patafian najwyraźniej także już za mną nie przepadali, tak jak i ja za nimi. Wykrzywiłem usta w grymasie obrzydzenia i odszedłem dumnym krokiem. Musiałem się jeszcze udać do sklepu z instrumentami, pójść do jakiegoś sklepu kupić parę batoników dla Mese, bezdomnego z którym siedziałem, do biblioteki po parę książek, a pod wieczór pójść sprawdzić co z Rie. Ta dziewczyna niewyobrażalnie mnie denerwowała, a jednocześnie nie mogłem się powstrzymać z pomaganiem jej, nawet gdyby nie rozwaliła sobie nogi.
Stawiałem przed sobą kolejne kroki, usiłując powstrzymać potworny ból głowy i mroczki przed oczami. Patafianowi najwyraźniej nie przyszło do głowy, żeby mi pomóc, a blondyneczka była zbyt przerażona, żeby chociaż sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku, zapytać, czy cokolwiek. W pewnym momencie musiałem przystanąć, oprzeć się o ścianę i opuścić w dół głowę, aby powstrzymać potencjalne wymioty. To, co stało się z Rie, omdlenie, moja bezsenność przez ostatni dzień, wszystko połączyło się w zabójczą mieszankę dla mojego umysłu. Poszukałem wzrokiem jakiejś ławki, ale nic takiego nie znalazłem. Usiadłem pod ścianą i zacząłem nucić sobie coś na uspokojenie.
Ocuciło mnie lekkie potrząsanie moim ramieniem przez tą blondyneczkę. Patrzyła mi w przekrwione oczy tymi swoimi wielkimi, niebieskimi oczętami. Jej usteczka zastygły w wyrazie niepewności. Zamknąłem z powrotem oczy, ale z moich ust wydobył się cichy, ochrypnięty głos, mamroczący niezrozumiałe słowa. Gdy dziewczyna potrząsnęła mną jeszcze raz, powiedziałem wyraźniej;
-Dlaczego wcześniej nie sprawdziłaś, czy wszystko ze mną w porządku? To takie trudne, aby zapytać trzema słowami? Albo nawet i dwoma?
Dziewczyna zacisnęła usta.
<Marie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz