sobota, 17 maja 2014

Od Nuuki'ego

   Kolejne danie przybyło na blat.
    -Nuuki, stolik numer 7!
   Posłusznie podszedłem do plastikowej tacki z jakimś śmiesznym lodem trzymającym drugiego loda i podniosłem ją. Powędrowałem do stolika numer 7, położyłem jedzenie na stole i odszedłem.
   Dużo ludzi przewijało się przez restaurację. Od grubych łakomczuchów po chude kobiety o pociągłych twarzach. Mieli najróżniejsze twarze, ubrania, fryzury. Większość miała e-papierosy. Ale wszystkich obsługiwałem tak samo.
   Usiadłem sobie właśnie na stołku, bo wszyscy byli obsłużeni, gdy weszła dziewczyna o blond włosach. Miała na sobie różowy płaszczyk i chodziła o kulach. Westchnąłem i podszedłem do niej.
    -Witamy w restauracji 'Psycholód'. Oferujemy najlepsze lody w całym mieście, a do tego mamy dużo innych rzeczy. Zaprowadzę cię do stolika. - powiedziałem beznamiętnie.
   Pokazałem jej stolik na uboczu, bo wyglądała na zagubioną. Pomogłem zdjąć jej płaszcz i powiesiłem go na wieszaku. Odwróciłem się z powrotem do dziewczyny, a ona rozglądała się nerwowo usiłując jakoś usiąść.
    -Pomóc? - spytałem równie obojętnie jak wcześniej.
   Skinęła głową. Odsunąłem krzesło, a gdy usiadła trochę niezdarnie, przysunąłem je. Odszedłem, zapominając o zamówieniu. Przypomniałem sobie dopiero po dobrej chwili, że powinienem jej przynieść menu. Zerwałem się i podszedłem szybko. Rzuciłem jej na stolik i wręcz odbiegłem. Ta dziewczyna mnie w niewiadomy sposób irytowała. Gdy przeglądnęła jadłospis i najwyraźniej sobie coś wybrała wróciłem i przyjąłem zamówienie:
    -Czy mogę przyjąć zamówienie?
    -T-tak...- jakby ocknęła się z głębokiego snu - Ja poproszę...Bezę...Znaczy się, ciasto...I czekoladę na gorąco...T-tą z malinami...
   Spisałem to sobie. Patrzyłem na nią jeszcze chwilę i odwróciłem się na pięcie. Zaniosłem zamówienie do kuchni. Przeklinałem dzień, w którym zacząłem tu pracować, gdy niosłem jej ciastko i czekoladę. Ale...dziewczyny nie było przy stole.
   Siedziała na stołeczku przy pianinie i wygrywała jakąś melodię. Powtarzała się, ale była skomplikowana. Znana, bardzo. Ja również pamiętałem ją z czasów młodości. Na podeście do koncertów stały trzy instrumenty: pianino, skrzypce oraz wiolonczela. Postawiłem na stoliku filiżankę i talerzyk, nawet nie patrząc na to, co robię. Po prostu w jej muzyce coś było...Chwyciłem skrzypce i zacząłem przeciągać smyczkiem po strunach. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się w muzyce...
   Dziewczyna bacznie mi się przyglądała. Najwyraźniej nie spodziewała się, że młody, obdarty kelner w jednej z mniej znanych kawiarni będzie znał te nuty. Czekolada dawno zdążyła wystygnąć, gdy ostatni dźwięk wypłynął z pianina.
   Ludzie zaczęli bić brawo, klaskali jak najęci. Ja tego nie słyszałem, błądząc myślami po innej rzeczywistości, ale pianistka przeraziła się. Chciała wstać, ale nogi jej stolika przesunęły się po wypastowanej podłodze. Jej noga wykręciła się pod nienaturalnym kątem. Krzyknęła, a ludzie w jednej sekundzie zamilkli, wpatrując się w nią. Ja odwróciłem się natychmiast i klęknąłem przy niej. Jej noga była ewidentnie złamana. Pokrywały ją blizny. Po twarzy dziewczyny spływały łzy. Wziąłem ją na ręce i pobiegłem na parking. Pogrzebałem w jej torebce i znalazłem tam kluczyki. Zacząłem jak opętany biegać po całej powierzchni, wciskając przycisk otwarcia. W końcu auto piknęło. Było to białe Audi A6. Wsadziłem ją na tylne siedzenie, ogłupiałą z bólu i wsiadłem na przednie siedzenie. Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam prawa jazdy. Zacisnąłem zęby i ruszyłem z miejsca.
   Dojechałem tam w pięć minut. Złamałem chyba z kilkanaście przepisów, ale w tej chwili byłem karetką. Szczerze mówiąc, miałem ochotę opuścić szybę i zacząć się drzeć 'Eoeoeoeoeo', jak ambulans. Ale w tej chwili miałem większe zmartwienie, czyli prawie martwą z bólu nieznajomą, której tak naprawdę ukradłem samochód...
   Chwyciłem dziewczynę i podbiegłem do szklanych drzwi. Pchnąłem je i podszedłem do recepcji. Kobieta wyglądała na co najmniej zszokowaną, a ja moim błagającym wyrazem twarzy chyba powiedziałem jej wszystko, a na wszelki wypadek jeszcze potwierdziłem:
    -Jej noga...Złamana...
   Recepcjonistka pobiegła po nosze i odebrała mi dziewczynę. Stałem tam jeszcze parę sekund patrząc na odjeżdżający wózek. Usiadłem na zielonej ławce i czekałem.
<Rie?>
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz