Strony

poniedziałek, 19 maja 2014

Od Nuuki'ego CD Rie

   Przeczesałem palcami włosy, gdy pielęgniarka otworzyła białe, szpitalne drzwi. Normalnie się tak nie zachowuję, ale nie jestem bez serca. Chociaż może...Czy ja pomagam ludziom, których nienawidzę lub nie lubię?
    - Ja...Ja ci zarobię. Albo nie. Nie wiem! - powiedziałem w tempie tak szybkim, że na twarzy kobiet pojawiły się zdziwione wyrazy.
    - Nie mam co robić za dnia... Zwykle śpię, więc... Ale nie mam skrzypiec. To co ja mam zrobić? - zastanawiałem się głośno myśląc - W sumie nawet jej nie lubię...
   Westchnąłem i wymierzyłem kopniaka jakiejś szafce, która najwyraźniej mnie nie lubiła. A z resztą, szafki nikogo nie lubią.
    - Zawsze możesz wypożyczyć skrzypce, niedaleko jest sklep, w którym można kupić instrument, ale w skrajnych przypadkach dają na kredyt, albo można wypożyczyć, jak wcześniej mówiłam. - wtrąciła się rudowłosa pielęgniarka.
   Wbiłem nienawistny wzrok w dziewczynę i wyszedłem, trzaskając drzwiami. Musiałem to wszystko dokładnie przemyśleć...
   Moje mieszkanie nie było duże i do tego obskurne. Okno było jedno, z sypialni, a samo mieszkanko miało sypialnię, coś podobnego do salonu i łazienkę. Nie spędzałem tam zbyt wiele czasu. Zwykle chodziłem po okolicznych łąkach, lub siedziałem na ruchliwych ulicach centrum i obserwowałem ludzi, którzy przechodzili obok mnie, oraz bezdomnego, z którym siedziałem tak obojętnie. On trzymał kubek ze Starbucksa, zbierając na jakieś piwo, a ja czytałem książkę z biblioteki. Zawsze dawałem mu kawałek batonika, którego miałem ze sobą, gdy szedłem z nim posiedzieć. Rodzice zawsze mówili 'Nie rozmawiaj z obcymi, no chyba, że będziesz miał z tego jakieś korzyści'. Ale teraz nie żyją i nie obchodzi ich, co robię.
   Moja komórka zawibrowała, a na małym ekranie pokazało się imię Wyktora. Wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem sprzęt do ucha.
    - Gy...Znaczy się, Nuuki, co tam u ciebie? -Wyktor prawie krzyczał, usiłując przebić się głosem przez zimne, Rosyjskie zawieruchy. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do mojego nowego imienia.
    - U mnie nie najlepiej. Czy możemy porozmawiać później? - krzyknąłem w słuchawkę, a ludzie na ulicy dziwnie na mnie popatrzyli - Teraz muszę iść do domu.
    - Dobrz...Ja (kszszsz)...mu (kszszsz)...Pa! - rozłączył się. Nie mam pojęcia na jakim zadupiu znajdował się w chwili rozmowy ze mną, ale raczej nie było to centrum Moskwy.
   Schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem mozolnym krokiem w stronę domu, wsadzając dłonie do kieszeni czarnej, szorstkiej kurtki. Nigdy nie interesowały mnie materiały...
   I w ten sposób, na środku chodnika, zemdlałem, wpadając na jakąś dziewczynę, która rozmawiała z jakimś chłopakiem, ona purpurowa, a on lekko zirytowany. I tak to właśnie było.
<Chuchio? Marie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz